Rodzina Treflików to bajka dla dzieci, która bawi uczy i rozwija. 💚🎬 Zwykły dzień rodziny Treflików mija na wspólnych zajęciach, ale czasem każdy musi mieć
W wilgotnym i mrocznym pałacu starego diabła Boruty panowało wielkie zamieszanie. Dziś miał się odbyć wielki bal. Diabelski Bal. Na tę coroczną imprezę zostały zaproszone wszystkie diabły i diabliska z okolicy bliższej i dalszej. Pędziły, leciały, płynęły i wędrowały. Nadciągały z bagien, błotnisk, pieczar i mokradeł. I wszystkie były bardzo zadowolone. Oj tak, tak, wszystkie diabliska były bardzo radosne, bo udało im się zebrać bardzo dużo niedobrych duszyczek. I to trzeba było uczcić. – Ludzie są dziś tacy niemili dla siebie – śmiał się kudłaty Pokuśnik – Tacy zawistni i zazdrośni – wtórował mu Obłud – Tak niewiele trzeba, żeby namówić ich do złego – trzęsła grubym brzuchem PaskudnicaHej ludziska źli niemili Tyle złych rzeczy żeście narobili Teraz musicie karę ponieść za to Piekło trzeba będzie wysprzątać ognistą szmatąI tak diabelskie śmiechy i przyśpiewki rozbrzmiewały w powietrzu, niczym pomruki zbliżającej się burzy. Ale ludzie pędzący stale za czymś, gnający za pieniędzmi, nie słuchający swoich bliskich i własnego sumienia i nie zatrzymujący się na krzywdę innych – nie słyszeli diabelskich pomruków. Ludziom wydawało się, że wszystko jest w porządku. A diabłom było w to graj, ponieważ im bardziej ludzie zagubią się w świecie i życiu, tym łatwiej diabłom będzie nimi manipulować, hejW końcu nadeszli wszyscy goście. Potężny siwowłosy Boruta zasiadł na swoim kamiennym tronie i łaskawie zezwolił na ucztowanie. Na to tylko czekały diabliska, diabły i diablice. Rzuciły się na stoły, na przysmaki, na jedzenie, picie i przystawki. Pożerały tłuste prosięta, pieczone dziki, pasztety i góry kotletów. Popijały to miodem, a zagryzały kiełbasą i śledziami. Hałasowały i popychały się, wrzeszczały i przechwalały kto więcej zgromadził duszyczek. – Ja – ryknął gruby Ciort zebrałem piętnaście słabowitych duszyczek – hahaha – A ja zawtórował mu pryszczaty Szkaradnik – siedemnaście -hahahaha – Czym wy się chwalicie! Zadudnił potężny Waligóra. Ja – huknął olbrzymią łapą w stół, który pękła jak cienka deseczka – ja na raz zdobyłem dwadzieścia dwie duszyczki!!! To jest dopiero coś!!! – Hihihi – zaskrzeczało cieniutkie i malutkie Dytko – a ja dwadzieścia trzy. Pokazało język olbrzymowi i uciekło, gdzie pieprz rośnie, bo rzucił się na nie z pazurami. I tak każdy chwalił się coraz bardziej, krzyczał coraz głośniej i głośniej. W końcu niektóre diabły wzięły się za łby kudłate: Smolarz powalił Dwuogoniastego, a Despotnik przypalił Dusiołkowi ogon. Kopytnik pogonił Licho, a Wietrznik poprzewracał wszystkie stoły! Tylko gospodarz nic nie mówił i tylko rozglądał się po sali z ponurą miną. Ale w końcu jego czerwone oczy wypatrzyły małego diabełka, stojącego na uboczu. – A ty- ryknął nagle Boruta – ile duszyczek mi przyniosłeś! – Jjja, nnie wiem, nie liczyłem- jąkał się diabełek w zielonym kubraczku. – Dawać go tu – rozkazało diablisko. Rogatym gościom nie trzeba było tego dwa razy powtarzać, pochwycili, małego czorta za ogon i przywiedli przed srogie oblicze najstarszego diabła. – No i – ryknął ponownie Boruta – Ja, bo ja – Boryś zamknął oczy i zapiszczał cichutko. Bo ja już jestem dobry… W komnacie zrobiło się tak cicho, że słychać było jak syczą iskry spod kopyt Boruty. A później wszyscy ryknęli gromkim śmiechem: – Dobry – Hiii, hiii – Dddoobbrryy – Hłehłe – Tak jestem dobry – Boryś podniósł głos. Jestem dobry – powtórzył. Lubię pomagać ludziom. Lubię im służyć radą. Dobrą radą – podkreślił mały diabełek. Miło jest sypnąć złotymi dukatami biedakowi do czapki, albo odnaleźć zaginionego szczeniaka zapłakanemu dziecku. Dobrze jest narąbać drwa staruszkowi, albo przeprowadzić babinkę przez ruchliwą uliczkę. – Zdrajca – Ukarać go – Zamknąć – Zniszczyć – Nie – huknął Boruta – wypędzić. I pokazał kościstym paluchem na mosiężne wrota. Precz!!! – Ale najmilej jest – ciągnął dalej niezmordowany Boryś do rozsierdzonych czortów – tak najmilej jest usłyszeć, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Po czy odwrócił się na małym kopytku i zniknął w promieniach zachodzącego zgłoszony przez Bajdulkowo. Udostępniamy go za zgodą Autorki (Elżbieta Safarzyńska).Polecamy

SuperKid.pl : TYSIĄCE materiałów edukacyjnych. ZERO irytujących treści i reklam. dla rodzica: SPOKÓJ I WYGODA. dla dziecka: RADOŚĆ z własnych osiągnięć. BEZPIECZNA NAUKA i ZABAWA w jednym :) Bo KAŻDE dziecko jest mądre i inteligentne. Trzeba tylko dać mu szansę. Wierszyki i rymowanki dla dzieci, zabawy dla dzieci z rymami.

Jako matka uzależniona od książek i biblioteki z radością obserwuje nowe tytuły dla dzieci na półkach. Wśród nich jest coraz więcej takich które przedstawiają dzieciom czasem trudne i skomplikowane tematy wprost ze świata dorosłych. O kulturze jedzenia, zdrowych posiłkach, ekologicznych uprawach w kontekście globalnego ocieplenia mówi się bardzo często. Jednak niektórzy dorośli unikają rozmów na te tematy z dziećmi - boją się ich reakcji, lęku przed końcem świata jaki znają, być może zmianą postrzegania niektórych produktów. Książki, które chcę Wam polecić bardzo ułatwiają życie - nie straszą tylko w spokojny i kolorowy sposób pokazują i objaśniają świat. „Smakologia” Książka Oli Woldańskiej-Płocińskiej to opowieść o jedzeniu, a może bardziej obrazowa opowieść o kulturze i jedzeniu. Książka ma duży format, więc jest idealna do wspólnego czytania. Na każdej stronie są piękne rysunki i poruszony jeden temat: czym jest slow-food, tłuszcze trans, co oznaczają kolorowe oznaczenia na bananach i czekoladzie, ilu ludzi na świecie głoduje, a ilu je za dużo, dlaczego lubimy słodki smak, czy gotowe posiłki to nasza przyszłość. Każda historia to nie tylko kilka informacji. To świetne wyjaśnienie tematu w prosty, a czasem żartobliwy sposób. Autorka „dopisuje” komentarze do tekstu głównego - czasem tłumaczą one znaczenie słów, czasem porównują zjawisko do jakiejś zabawy czy owada. Dzieci w wieku szkoły podstawowej z radością ją wertują i chętnie komentują - „już wiem dlaczego nigdy nie kupujemy tych gotowych zupek” albo „sprawdźmy jakie znaczki są narysowane na naszych owocach”. Jeśli chcecie uświadomić dzieciom, że jedzenie to część nie tylko kultury, ale też przemysłu reklamowego i ogromnych zależności to „Smakologia” zrobi to za was. Co więcej, książka daje też dużą dawkę wiedzy i ogromne pole do refleksji dla dorosłych - dlaczego ze sklepów zniknęły utytłane w ziemi marchewki, co się dzieje z nierówno wybarwionymi jabłkami, czy naprawdę gotowe jedzenie na tackach jest tym, czym chcę karmić rodzinę, czy rozumiem dlaczego Francuzi ścięli Marię Antoninę, co odróżnia czekoladę deserową od mlecznej, jak zrobić jogurt, czym jest aquafaba? Przyznam, że Smakologię czytam z takim samym zaangażowaniem, co dzieci. Jedzenie jest przecież naszą codziennością. Jest wypadkową naszych małych i dużych decyzji, naszych przekonań, religii, miejsca w którym dorastaliśmy, ale też dostępności produktów. Czuję, że ta książka będzie też rosła z nami, bo do tematów w niej poruszonych będziemy wracać. Jeśli bliski Waszemu sercu jest też temat „no waste” i ekologii to koniecznie sięgnijcie po inną książkę z serii pt. „Śmieciogród”. „Jestem eko. Ja też mogę uratować świat!” Sylwia Majcher od kilku lat promuje ekologiczny styl życia. Nie nakłania do drastycznych kroków, ale pokazuje jak nasze codziennie wybory kształtują świat. Namawia do pokochania krzywych warzyw, promuje kuchnię w której wykorzystuje się wszystkie części rośliny, wspiera lokalnych rolników i okoliczne bazarki. Pokazuje też dramatyczne dane, które mają uświadomić nam jak bardzo temat dbania o planetę jest pilny. Czy można te wszystkie tematy przedstawić dzieciom? Okazuje się, że nie tylko można je przedstawić, ale też zrobić z nich fascynującą opowieść w której ślad węglowy porównany jest do śladów po błocie, w których wyciąganie ubrań z piwnicy po starszym rodzeństwie jest przykładem gospodarki cyrkularnej, a wyprawa do PSZOKU jest okazją do rozmowie o tym jak segregować śmieci. Dzieciom bardzo podobają się kolorowe ramki z ciekawostkami - ile plastikowych reklamówek pływa w oceanach, ile rolek papieru rocznie zużywa przeciętny Europejczyk, co można wrzucać do toalety, ile jedzenia marnują Polacy, ile zasobów zużywa się do produkcji jednej koszulki. Książka Sylwii Majcher to lektura dla dorosłych i dzieci. Myślę, że najlepiej czytać ją wspólnie i rozmawiać o tym, co można zrobić w rodzinie. Nasze dzieci po przeczytaniu książki stwierdziły, że nie będą już prosić o truskawki w kwietniu (ślad węglowy plus substancje zapobiegające pleśnieniu), przejrzały miskę z owocami i najbardziej miękkie gruszki i nieco zmarszczone jabłka pokroiły i zrobiły z nich mus do naleśników, z radością stwierdziły, że rodzinne jeżdżenie rowerem, a nie samochodem przekłada się na mniejsze zanieczyszczenie powietrza. Oczywiście, że informacje o przemyśle odzieżowym i spożywczym spowodowały lawinę pytań. Na szczęście, w książce znaleźli też inspiracje do bycia rozwiązaniem tych problemów - tworzenie givboxów, dzielenie się zasobami, korzystanie z lokalnych forów i oddawanie zamiast wyrzucania. Właśnie ta zachęta do bycia członkiem Zielonej Ekipy, czyli odpowiedzialnym eko-dzieckiem, jest wspaniałą częścią tej książki – Sylwia Majcher nie straszy dzieci, ale zachęca i motywuje do działania i włączania w nie innych. „Daj Gryza” Mizielińscy i Dwie Siostry - to najlepsza rekomendacja dla książki. Nie inaczej jest z „Daj Gryza”. Książka przedstawia 26 krajów ze wszystkich kontynentów, ich historie, tradycyjne potrawy i … przepisy. Każda część poświęcona danej krainie przedstawia krótką historię obrazkowo-tekstową, opis kluczowych składników czy tradycji, a między tymi informacjami dodany jest przepis. Informacji jest mnóstwo i widać ogrom pracy Autorów w ich uporządkowywaniu. Przepisy nie wyglądają na zwyczajne - są to przepisy konkretnych mieszkańców danej krainy, które przygotowują dla kogoś. Wśród nich znajdziecie onigiri, które pani Yuna robi synom do szkoły, ulubione klopsiki z mięsem Bjorna, przekazywany z pokolenia na pokolenie przepis na leczo. „Daj Gryza” w pandemii zastąpiło nam podróże. Codziennie czytaliśmy i oglądaliśmy kartę jednego kraju. Dowiadywaliśmy się jaką ma historię, kto rządził lub rządzi, co się tam je, uprawia, jak żyje. Egiptem zajmowaliśmy się w czasie w którym w szkole omawiane były piramidy. Do Grecji przeszliśmy, kiedy w zdalnym nauczaniu weszły mity. To naprawdę niesamowite, kiedy możesz po odejściu od komputera pooglądać ten kraj w wersji papierowej, a potem zjeść to, co jedzą jego mieszkańcy. Oprócz konkretnych krajów, mamy też świetną ściągę z historii jedzenia i historii świata - jakie składniki i kiedy pojawiły się na stołach, dlaczego tak się stało (czy w wyniku wojny, kolonizacji, przebiegu szlaków handlowych), skąd je bierzemy dzisiaj i jak je wykorzystujemy my, a jak mieszkańcy krajów z których pochodzą. Książka ma taki sam format jak „Mapy”, więc jest idealna do wspólnego przeglądania. Dzięki niej w naszym domu zagościła mąka teff do przyrządzania etiopskich placków, a omlety nie są już zwykłymi jajkami tylko irańskimi kuku sadzi wypełnionymi zielonością. „Przy ulicy Ogrodowej 10, przepisy z czterech stron świata” Z początku można odnieść wrażenie, że to zwyczajna książka kucharska. Mieszkańcy ulicy Ogrodowej 10 przygotowują wspólny posiłek, który mają zjeść w ogrodzie. Każdy gotuje to, co lubi najbardziej. Widzimy narysowane składniki, prostą instrukcję obrazkową. Nagle jednak dostrzegamy, że każda z tych osób jest z innego kraju - Pilar przygotowuje gazpacho, Maria guacamole, pan Jamal ciasteczka z masłem orzechowym, a pan Lamar solę w panierce. Każda osoba ma nieco inny kolor skóry, inne ubranie. Gotują kobiety, mężczyzny i dzieci. Jest nawę niemowlę zawinięte w chustę przytoczoną do pleców mamy. Każda kuchnia w której uwijają się bohaterowie jest zupełnie inna i ma elementy charakterystyczne dla ich kultur. Wszyscy jednak na końcu siadają do jednego wspólnego stołu. To wspaniała lektura, dzięki której można porozmawiać o tym, dlaczego lepiej ten stół wydłużać, dostawiając nowe krzesła i robiąc miejsce na nieznane dotąd talerze, niż budować ogromny mur wokół ogrodu. To też naprawdę piękna książka kucharska z dobrymi i prostymi przepisami, dzięki którym można zrobić we własnym domu małą międzynarodową ucztę. „Zjeść głowę cukru. Ilustrowana historia kuchni nie tylko dla dzieci” Dorośli tylko czasem zastanawiają się skąd wzięła się jakaś potrawa. Zachęca ich do tego zwykle nazwa pochodząca od nazwiska władcy, kucharza czy jakiejś nobliwej damy. Dzieci zadają jednak dużo więcej pytań: kto po raz pierwszy upiekł mięso, skąd ludzie wiedzieli, co się nadaje do jedzenia, a co nie, kto pierwszy ugotował zupę, skąd się biorą steki? W „Zjeść głowę cukru” znajdziecie 20 rozdziałów, które w prosty i przejrzysty sposób przedstawiają jakieś zagadnienie, np. jakie pieczywo jedzą ludzie w różnych krajach, jak rosną przyprawy (np. skąd się bierze cynamon czy gałka muszkatołowa), które rośliny mogą być też lekarstwami. Ten aspekt zdrowotno-ekologiczny jest wspaniałą cechą tej książki. Małgorzata Kur pokazuje Czytelnikom, że kiedyś w Polsce, a w wielu kulturach do dzisiaj jedzenie służy nie tylko zaspokojeniu głodu, ale ma też funkcje terapeutyczne. Przedstawia zioła i rośliny, które pomagają naszym organizmom w lepszym funkcjonowaniu. Piękne obrazki, przemyślane rozdziały i prosty język sprawią, że książka będzie dobrą lekturą dla przedszkolaków, starszaków i ich dużych czytelniczych kompanów. Tych pięć książek adresowanych do dzieci z pewnością poszerzy rozumienie jedzenia, wskaże czytelnikom jak wiele funkcji poza odżywianiem spełnia jedzenie, da praktycznie wskazówki dotyczące zakupów i rozbudzi ciekawość. Od razu zaznaczę, jako mama, że te książki nie poszerzą magicznie horyzontów dzieci, które nie są akurat gotowe do spróbowania nowych smaków i nie sprawią, że dzieci z radością będą jadły wszystko (tego po przeczytaniu nawet najpiękniejszej książki kucharskiej nie czują dorośli). Rodzicom, którzy mierzą się z różnymi wyzwaniami wokół stołu polecę książkę Jespera Juula „Uśmiechnij się! Siadamy do stołu”. Ona też nie rozwiąże wszystkich wątpliwości, ale z pewnością przywróci radość ze wspólnych posiłków. A już 30 maja - podczas trwania Wirtualnych Targów Książki - zapraszamy na spotkanie online z Sylwią Majcher w ramach sekcji Przecinek i Kropka poświęconej literaturze dla dzieci. Rozmowę poprowadzi Weronika Wawrzkowicz, a całość będzie dostępna na oficjalnym facebookowym profilu Empiku. Więcej informacji znajdziecie, klikając w poniższe zdjęcie. Więcej inspiracji dotyczących książek dla dzieci odkryjecie na Empik Pasje w dziale Pasje Dziecka. Zdjęcie okładkowe: źródło:
Bajka z książki Moc jest w nas - bajki terapeutyczne dla dzieci i ich rodziców. Bajka autorstwa Magdaleny Nadolskiej " Jeżyk Wojtuś". Pytania do bajki: 1. W
Home WIERSZE, ZGADYWANKI, BAJKI O JEDZENIU Magdalena, 19 marca, 201719 marca, 2017 WIERSZE, ZGADYWANKI, BAJKI O JEDZENIU Przejdź do artykułu 0 Komentarzy Napisz komentarz Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. KomentarzImię * Email * Witryna internetowa Save my name, email, and website in this browser for the next time I comment. Loading Facebook Comments ... Wyszukiwanie KategorieKategorie Ostatnie Publikacje IDĘ DO SZKOŁY! ADAPTACJA PRZEDSZKOLAKA DO SZKOŁY artykuł 28 maja, 2022 ZIELONE ŻABKI scenariusz zajęć 28 maja, 2022 DZIEŃ CZEKOLADY scenariusz zajęć 28 maja, 2022 EDUKACJA EKOLOGICZNA W KĄCIKACH ZAINTERESOWAŃ – BANK POMYSŁÓW artykuł 28 maja, 2022 BAL KARNAWAŁOWY scenariusz zajęć 15 kwietnia, 2022
Nowy dom dla dzieci z Ukrainy Okrucieństwo wojny w Ukrainie dotyka wszystkich – również dzieci z domów dziecka, które już wcześniej zostały dotkliwie doświadczone przez los. Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce otwiera dla nich dom w Lublinie. Pierwsze dzieci wraz z opiekunami wprowadzą się tam już w drugiej połowie czerwca.
W mysiej norce, przy podłodze, ktoś tam piszczy, krzyczy srodze. Więc zajrzyjmy do tej norki, co tam żyją za potworki. Siedzi zatem Mysia Mama, lecz nie siedzi całkiem sama. Bo przy stole dzieci czwórka, a na stole cała górka: są warzywa, płatki, sery, jest też ziarno i desery, zboże, kasza, skórki chleba, nic do szczęścia nie potrzeba. Wszystkie Myszki gryzą zboże. Wszystkie? Jedna coś nie może. Mama wmusza w nią łyżeczkę: „Proszę, Skarbie, zjedz troszeczkę.” Myszka kręci tylko głową, nie ulega wręcz namowom. Mama łyżkę znów podtyka, mała myszka pod stół znika. Mama krzyczy więc za Myszką, wymachując przy tym łyżką: „Weź ode mnie ziaren parę, bo dostaniesz zaraz karę.” Myszka siedzi jakby głucha, widać, wcale nic nie słucha. „Zobacz tam na swoje siostry, jedzą dużo i urosły, zdrowo, silnie wyglądają, sierść błyszczącą taką mają. A Ty taka chudziusieńka, lekka, wątła i maleńka. Parę centymetrów mierzysz, wiatr zadmucha, a Ty leżysz.” Lecz na Myszkę to nie działa, Mama się spociła cała, bo to ciężki jest przypadek, kiedy w domu jest Niejadek. Inne Myszki pozjadały, do zabawy się zabrały. A przy stole Mama błaga, zwyciężyła wnet rozwaga: „Jeśli nie zjesz choć okruszyn, to od stołu się nie ruszysz.” Tak więc Myszka rozumuje, co się bardziej kalkuluje. Z łyżki chwyta więc ziarenko, do zabawy biegnie prędko. I tak co dzień się wydarza, Mama płacze i wygraża, prosi, krzyczy, rzuca grady, Myszka w nosie ma te rady. Chuda może być dlatego, że być chudym to nic złego. A że mniej ma troszkę siły, ząbki zdrowsze kiedyś były, tym się Myszka nie przejmuje, być jak inne tu próbuje. Mama troszczy się o dzieci, szybko dzień za dzionkiem leci. Na zabawach czas upływa, zwykle tak w dzieciństwie bywa. Aż tu dnia pewnego Mama zerka do spiżarki sama, oczy trze i aż nie wierzy, że na półkach nic nie leży. Trzeba biegiem po zapasy, po owoce i frykasy, po warzywa i po picie, bez jedzenia marne życie. Więc już Myszki swe ubiera, przy tym jeszcze Myszkom gdera: „Macie wszyscy iść gęsiego i pilnować swój swojego, nogi w górę, bez szurania, w ciszy, milcząc, bez szturchania. A gdy kota zobaczycie to ratujcie swoje życie i do nory mysiej biegiem, nie oglądać się za siebie!” Myszki pilnie wysłuchały, rady dobrze przemyślały, ustawiły się gęsiego, każdy trzyma poprzedniego. Pierwsza zaś za Mamę chwyta i wyrusza dzielna świta. Przez podłogę się skradają, zgrabnie szpary omijają, dywan miękki i gazety, czyjeś kapcie i skarpety. Sprawnie idzie przemarsz Myszkom, jest w porządku prawie wszystko. Poza tym, że nasz Niejadek, zwalnia trochę tę gromadę, bo ostatni jest gęsiego a że mniejszy jest, dlatego to podbiega, to przystaje, rady sobie już nie daje. Myszki więc go poganiają i tak w progu kuchni stają. Mama szeptem Myszkom głosi, to co mają stąd wynosić. Każdy dostał swe zadania, podział szafek do zbadania. Drzwiczki Myszki uchylają, do jedzenia coś szukają i wyjmują resztki chleba i do tego też potrzeba warzyw jakieś kawałeczki i z ziarnami dwa woreczki. Mama sięga do lodówki, tam poszuka dziś wałówki. Bierze stamtąd ser z dziurami i kawałek też salami. A niejadek słaby w nogach szukać musi przy podłogach bo by wspinać się na szafki, trzeba silne mieć dwie łapki. Tak więc raźno spaceruje, kąt za kątem przeszukuje aż znajduje jakiś worek, a w nim tam zapasy spore. Jest tam seler i marchewka, por, pietruszka i rzodkiewka. Tak więc chwyta co uniesie i na środek kuchni niesie. Minut kilka było wszystkich, gdy się znów spotkały Myszki. Podzieliły swe zapasy, ustaliły przebieg trasy i ruszyły do swej norki, ciągnąc po podłodze worki. Mama pierwsza teren bada, za nią dzieci jej gromada a Niejadek znów ostatni, taszczy zapas swój dostatni. Myszki cicho się skradają, oczy wokół głowy mają. Krok za krokiem, wór za workiem, już z daleka widać norkę. Jeszcze tylko metrów parę, przejście przez ostatnią szparę. Każdy krok przez dziurę dał, aż tu nagle słychać: „Miau.” Myszki dobrze głos ten znają, kota wszędzie rozpoznają, Strach ich przywarł do podłogi. Mama krzyczy: „Myszki w nogi!” Biegiem Myszki się rzuciły, koci pazur im niemiły. Kot to przecież wróg jest Myszy, każde dziecko o tym słyszy. Mama pierwsza w norkę wpada, za nią Myszek też gromada. Mama liczy dzieci swoje: „Jedno, drugie, trzecie – troje?” Szybko z norki więc wygląda i po izbie się rozgląda, której środkiem, niczym dziadek, z trudem wlecze się Niejadek. Ciągnie worki – zdobycz syta a Kot prawie go już chwyta. Resztki sił mu już zostały. Mama krzyczy: „Szybciej Mały!” Więc wyciąga chude nogi, przebiegając wzdłuż podłogi. Wszystkim nagle dech zatyka, gdy Niejadek się potyka. Leży między zapasami a kot skacze z pazurami. Lecz się Myszka szybko zrywa, resztę drogi wnet przebywa, zostawiwszy oba worki, wpada wprost do mysiej norki. Strach jej dodał tyle siły, nogi same aż pędziły. Kot się obył tylko smakiem, rozżalony Myszek brakiem i na łapach się obrócił, na swój fotel wolno wrócił. W mysiej norce radość wszystkim, Mama ściska swoje Myszki. A Niejadek przestraszony stoi w Mamę zapatrzony. I sam z siebie obiecuje: „Nigdy już się nie zbuntuje, będę zjadał od dziś wszystko, będę bardzo silną Myszką.” Jak powiedział, tak też zrobił, wagę niską wręcz nadrobił. Od tej pory co dzień rano, gdy do stołu coś podano, kiedy Mama woła dzieci, to Niejadek pierwszy leci. Zjada całe swe śniadanie, nawet okruch nie zgłoszony przez Bajdulkowo. Udostępniamy go za zgodą Autora (Sylwia-a-l)Polecamy Dzieci znajdą tu bezpłatne filmy online z doskonale znanymi postaciami LEGO®, a także filmy projektantów, filmiki, odcinki seriali, zwiastuny i przedpremierowe prezentacje nowych zestawów!
Francesca Ribezzi Dzieci i zdrowe jedzenie - to nie bajka Książka w przystępny sposób przybliża temat żywienia dzieci. Mowa w niej jednakże nie tylko o tym, co podawać im do jedzenia, ale przede wszystkim, jak organizować posiłki i jak je komponować, by dzieci jadły chętnie i były zdrowe. Propozycje opierają się na diecie śródziemnomorskiej, której podstawą są zboża, warzywa i owoce – lekkostrawnej, pożywnej i zdrowej. Oryginalny sposób udowodnienia, że dieta ta jest znana i stosowana od lat, stanowi wskazanie wzmianek o niej w... baśniach. Ma to głęboki sens, ponieważ z pomocą baśni można zachęcić dzieci do jedzenia określonych produktów. Tym samym książka podpowiada, jak odejść od znienawidzonego przez wszystkie dzieci zachęcania ich do jedzenia, „bo to zdrowe”. Odkryć przyjemność jedzenia już we wczesnym dzieciństwie Jedzenie i baśnie: towarzysze podróży w świecie fantazji i dorastania. Kiedy wracamy pamięcią do baśniowego świata, często przychodzi nam na myśl motyw jedzenia. Był on obecny w naszym dzieciństwie, kiedy słuchaliśmy baśni i bajek, i towarzyszy nam nadal – w dorosłym życiu – kiedy czytamy i opowiadamy dzieciom baśnie. Wszyscy pamiętamy o marcepanowym domku w Jasiu i Małgosi, o okruchach chleba w Tomciu Paluchu, o grochu w Kopciuszku, o placku w>Czerwonym Kapturku, o chlebie w Pani Zimie, o pieczeni w Śpiącej królewnie, o jabłku w Królewnie Śnieżce, o podwieczorku w Kocie w butach, o torcie w Oślej skórze, o rzodkiewkach w Dzwoneczku czy o truskawkach w baśni O trzech krasnoludkach w lesie. Dzięki mniej znanym baśniom poznajemy dalekie ziemie, ale i w nich spotkamy znane jedzenie – na przykład jajko w Żabie carycy, złote jabłka w Głupim Iwanie, chleb z przypaloną skórką w Babie Jadze. Motyw jedzenia jest obecny już w najstarszych baśniach BAŚNIE I DORASTANIE Jemy nie tylko po to, żeby dostarczyć organizmowi składników odżywczych i zaspokoić głód. Jedzenie jest też przyjemnością, stymuluje zmysły, a ponadto wspólne posiłki umacniają więzi rodzinne. W jakim celu baśnie mówią o jedzeniu? Czy tylko po to, żeby zachęcić dzieci do posiłków? To nie takie proste! Rozważmy trzy wspólne punkty między baśnią i jedzeniem. Proces jedzenia jest doświadczeniem, które uprzyjemnia życie, rozwija wrażliwość i fantazję, daje okazję do zastanowienia się nad ścisłym związkiem między żywieniem i zdrowiem. Słuchanie baśni jest doświadczeniem, które pozwala dziecku lepiej rozwijać swój wewnętrzny potencjał, czyli naprzemiennie wzbogacać emocje, wyobraźnię i intelekt. Od pierwszych miesięcy życia jedzenie nabiera dla dziecka silnego, uczuciowego zabarwienia. Matka, która karmi mlekiem dziecko, przekazuje mu miłość, poczucie bliskości i bezpieczeństwa. Percepcja wizualna, dotykowa i węchowa kojarzona z aktem jedzenia jest „nasiąknięta” uczuciami i właśnie dlatego podczas karmienia dziecko czuje się bezpieczne i szczęśliwe. Po etapie karmienia piersią dziecko zostaje powoli oddalone od ciała matki, która pomaga mu poznawać świat również i poprzez pokarmy podawane najpierw w postaci płynów i zup, a następnie stopniowo wprowadzany jest „twardy” pokarm. Dziecko „nawiązuje relację” z jedzeniem i zarazem demonstruje swoje preferencje żywieniowe: życzy sobie czegoś, obserwuje, domaga się, umie już czekać, rozpoznaje smak i akceptuje… albo odrzuca jedzenie. Chodzi tu o rozwój zachodzący u każdego dziecka na planie fizycznym i psychicznym. Również i na tym etapie można towarzyszyć dziecku, razem z nim przeżywać te wyjątkowe doświadczenia i okazywać mu miłość poprzez spojrzenia, czułe gesty, ton głosu i wspólną zabawę. Rosnąć, karmiąc się baśniami W świecie literatury dla dzieci baśń zajmuje miejsce uprzywilejowane. W odróżnieniu od bajki baśń nie posiada morału i nie poucza, jak się zachować. Rolą baśni jest: Rozwijanie fantazji: „Ojciec nie rozumiał, dlaczego synowie nie wracali do domu, choć było już późno. Mówił do siebie: «Pewnie dobrze się bawią i zapomnieli o całym świecie». Czekał na nich długo, ale oni nie wracali. Rozgniewany powiedział: «Chciałbym, żeby za karę zamienili się w kruki!». Zaledwie to powiedział, usłyszał w powietrzu trzepot skrzydeł, popatrzył do góry i zobaczył siedem czarnych kruków. Kruki wzbiły się w powietrze i odleciały”. Wywołanie silnych emocji: „Krasnoludek zapytał: «Dziewczynko, czego szukasz?». Odpowiedziała: «Siedmiu braci, którzy zamienili się w kruki». Krasnoludek na to: «Panów kruków nie ma w domu, ale proszę, wejdź i poczekaj na nich». Po czym przygotował kolację dla kruków i na stole ułożył siedem talerzyków z jedzeniem oraz siedem szklanek z piciem. Dziewczynka zjadła po kęsie z każdego talerzyka, napiła się po łyczku z każdej szklanki i do ostatniej upuściła pierścionek”. Doprowadzenie do kontaktu z procesami wewnętrznymi: „Nagle rozległ się trzepot skrzydeł i zawiał wiatr. Krasnoludek powiedział: «Panowie kruki wrócili do domu». Kruki były głodne. Popatrzyły na swoje talerzyki i szklanki i jeden przez drugiego pytały: «Ale kto jadł z mojego talerzyka? Kto pił z mojej szklanki? Widzę ślad po czyichś ustach!». A kiedy siódmy kruk wypił wszystko, pierścionek wypadł ze szklanki. Kruk poznał pierścionek swoich rodziców i powiedział: «Dzięki Bogu, nasza siostrzyczka była tutaj! Jesteśmy uratowani!». Usłyszała to dziewczynka ukryta za drzwiami. Po tych słowach pokazała się i kruki ją rozpoznały. Wycałowali się wszyscy i wrócili do domu”. Bracia Grimm, Siedem kruków Słuchając baśni czytanych przez dorosłego, dziecko nawiązuje z nim silną więź. Przypomina ona ścisłą relację niemowlęcia z karmiącą matką, która to oprócz pokarmu oddaje dziecku część samej siebie. Kiedy dziecko je chętnie, matka czuje się usatysfakcjonowana i akceptowana. Kiedy zaś dziecko nie chce jeść, kobieta często odczuwa rodzaj niepokoju i odrzucenie pokarmu może postrzegać jako odrzucenie swojej osoby. Trzeba się nad tym zastanowić, żeby zrozumieć wartość karmienia oraz przygotowania pokarmu od najprostszego do najbardziej wyrafinowanego, ponieważ jest to czynność wykonywana z myślą o dziecku, nie zaś zwyczajne gotowanie. Poprzez podawanie jedzenia nawiązujemy i umacniamy relacje, ponieważ ofiarowujemy dobrą część samych siebie. Dziecko jest szczególnie wrażliwe na tę dynamikę i kiedy wybrzydza i nie chce jeść, matka zastanawia się, co jest przyczyną takiego zachowania. Może ona tkwić w chwilowej niechęci dziecka do osoby karmiącej, ale mogą to też być całkiem inne czynniki. Trzeba o tym pamiętać, kiedy dzieci mają trudności z zaakceptowaniem jadłospisu w żłobku, przedszkolu i szkole. Trzeba też wiedzieć, że przyzwyczajanie się do nowego jedzenia jest nauką samodzielności. Autor Alicji w krainie czarów, Lewis Carroll, definiuje baśń jako „dar miłości”. I rzeczywiście, dziecko czuje przyjemność, słuchając opowieści i wchodząc w zaczarowany, baśniowy klimat – głównie dzięki temu, że rozumie prosty tekst. Najważniejszą sprawą nie jest tu morał, ale z całą pewnością wiara w siebie, jaką dziecko buduje, utożsamiając się z głównym bohaterem, pokonującym kolejne trudności. Baśnie na ogół dzieją się na niezmierzonych przestrzeniach i mimo że miejsca te są usiane niebezpieczeństwami, z kolejnych przygód wypływa nadzieja na przyszłość i obietnica szczęśliwego zakończenia. W swojej książce Zaczarowany świat: użytek, wartość i psychoanalityczny sens baśni wiedeński lekarz i psychoanalityk, Bruno Bettelheim, przypisał baśni najgłębszą mądrość. Pisał: „Nasza najsilniejsza konieczność i najtrudniejsze przedsięwzięcia polegają na znalezieniu sensu życia”. W szczególności rozumiał przez to, że każdy wiek posiada swój poziom znaczenia i nic nie jest ważniejsze od szukania i realizowania życiowego celu. (...) opr. aś/aś
Filmy animowane dla dorosłych są często jeszcze trudniejsze w odbiorze niż produkcje z aktorami. Wbrew pozorom bajek przeznaczonych z myślą o starszych widzach powstaje naprawdę bardzo Cześć mam na imię Kasia, a to jest mój podcast z bajkami dla dzieci.🧚‍♀️🧞‍♂️ Większość bajek piszę sama i sama też je nagrywam. Bajkast to mój mały projekt, który tworzę po godzinach. Nie ma studia, profesjonalnego sprzętu, nie ma też lektorów. Wszystko powstaje w zaciszu mojego pokoju. Na Spotify udostępniam tylko część bajek i quizów. Dużo, dużo więcej wrzucam w serwisie Patronite. Dzięki tym subskrypcjom jestem w stanie opłacić bieżące rachunki Bajkastu, a Ty i Twoje dziecko dostajecie dodatkowe treści. 🐹🐶 ➡️ Więcej informacji na stronie
Na Plaży | Psi Patrol | Bajki dla dzieciBajkowoTv to bajki dla dzieci po polsku.W tym odcinku bawiłam się zabawkami:Psi Patrol -http://sklep.megadyskont.pl/q
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami stał domek z ekologicznego, bezglutenowego piernika. Jego dach pokryty był żelkami słodzonymi ksylitolem, a w ogródku stały drzewa z amarantusowych ciastek. Podjazd wysypany cukrem kokosowym ozdabiały malutkie kwiatki z kokosowych kulek mocy. W chatce mieszkała piękna Baba Jaga. Robiła domowe, owocowe lody i zapraszała dzieci na pyszny jagielnik. A dzieci przychodziły i jadły. I były szczęśliwe, a najbardziej szczęśliwi byli ich rodzice. Jednak pewnego dnia piękna Baba Jaga zamieniła się w złą czarownicę i wszystkie dzieci uwięziła, aby… no reszty się chyba domyślacie :D. Bajka jak bajka :). Wymyślona. Ale z morałem. Czasami wygląd zewnętrzny, pierwsze wrażenie, uśpi naszą czujność i zapominamy o tym, na czym nam najbardziej zależy. Czy zdrowe słodycze to też tylko bajka? Obiecałam Wam po wpisie o alternatywach dla białego cukru również artykuł o tym, czy to naprawdę ma aż takie znaczenie, czym słodzimy. Bo czasem mam wrażenie, że w batalii o to, jaka forma cukru jest najlepsza, najzdrowsza, a jaka najbardziej szkodliwa, zapominamy o tym, co najważniejsze – o nawykach żywieniowych, naszych przyzwyczajeniach, o tym, w jaki sposób traktujemy słodycze i jakie mamy z nimi relacje. A te relacje zazwyczaj nie zmieniają się niezależnie od tego, czy słodycz jest „zdrowy”, czy nie. Czy istnieją zdrowe słodycze? Oczywiście, znajdziemy słodkości o większej i mniejszej wartości odżywczej. Daktylowa kulka z orzechami i karobem, poza naturalnymi cukrami, dostarczy nam również magnezu, wapnia, dobrych kwasów tłuszczowych i błonnika. I chwała jej za to! Ale! Czy to oznacza, że taka kulka jest zdrowa i możemy ją jeść w takiej ilości, jakiej tylko chcemy? Niekoniecznie. Pisałam już na ten temat we wpisie o daktylowych batonikach, zajrzyj do niego koniecznie! Nie jest to proste do wytłumaczenia i zazwyczaj burzy nasz światopogląd dotyczący jedzenia, w którym dominują barwy biała i czarna. Zdrowe jest zdrowe i dlatego należy jeść tego tyle, ile się chce. Niezdrowe jest niezdrowe, a więc unikajmy, jak ognia. Taka dychotomia jest przyjemna, ułatwia życie, daje nam poczucie bezpieczeństwa… ale jednak prowadzi do popełniania błędów. Między innymi przez ten jasny podział na „dobre” i „złe” jedzenie, tak często borykamy się z objadaniem, jedzeniem emocjonalnym i poczuciem winy po zjedzeniu czegoś „niezdrowego”. Gdy ktoś mówi: „jem za dużo słodyczy!”. Zazwyczaj uzyskuje porady w stylu: „zamień czekoladę na suszone morele”. Jak myślisz, czy to działa? Mam poczucie, że gdyby działało, nie walczylibyśmy już z epidemią otyłości. Dlaczego? Jest kilka powodów! Cukier to cukier! Co za różnica? Pierwsza przyczyna leży w naszej fizjologii i odczuwaniu słodkiego smaku. Gdy jemy coś słodkiego dla naszego mózgu jest to zapowiedź prawdziwej uczty. Dlaczego? Ponieważ „żywi się” glukozą i zjada jej zdecydowaną większość, która powstaje w naszym organizmie. Oczywiście, dla mózgu nie ma większego znaczenia, czy ta glukoza powstanie z kaszy, czy z czekoladowego batonika. Ale nasze kubki smakowe, odczuwając coś intensywnie słodkiego, wysyłają do mózgu sygnał: „Stary, leci energia!”. Co więcej, nasz mózg oszacowuje, na podstawie smaku, wyglądu, wcześniejszych doświadczeń, przewidywanej przyjemności płynącej z jedzenia, ile tego pokarmu powinniśmy zjeść, by się najeść. Gdy wiemy, że coś jest kaloryczne i tłuste – przewidujemy, że potrzebujemy zjeść tego mniej, by być najedzonym. Gdy słyszymy, że coś jest „beztłuszczowe”, „zdrowe”, „bezcukrowe” i „bezglutenowe”… w mózgu powstaje informacja mniej więcej w stylu: „Jedz, ile wlezie i tak się nie najesz!” . Każdy z nas mniej więcej wie, co powinien jeść, by być zdrowym. Ale większość z nas wcale tak nie je! Przyczyn oczywiście jest masa, ale jedną z nich jest to, że mamy głęboko zakorzenione przekonanie, że coś, co jest zdrowe… jest jednocześnie niesmaczne. Gdy połączymy te fakty, okaże się, że często sięgając po tzw. „zdrowe słodycze” wcale nie wychodzimy lepiej niż jedząc zwykłe. Bo ulegamy iluzji zdrowych słodyczy (określenie własne, nienaukowe ;)). Wyobraź sobie kawałek bezglutenowego ciasta marchewkowego bez cukru. Gdy na nie patrzysz, myślisz: „zdrowe!”, a Twój mózg myśli: „to może jeszcze kawałek?”. I tak się często dzieje! Jemy więcej, bo uważamy, że możemy sobie pozwolić, bo przecież nie ma cukru, a marchewka i orzechy. A gdy spojrzymy na ilość cukru (nawet tego naturalnego – z owoców i warzyw) z dwóch kawałków zdrowego ciasta przerośnie ona ilość cukru z małego kawałka ciasta klasycznego (o tym, czy zwykły cukier naprawdę jest zły, przeczytasz tutaj). Dodatkowo warto pomyśleć o tym, jaki przekaz wysyłamy do dziecka: to normalne jeść 2 kawałki ciasta! O nawykach, jakie w ten sposób budujemy opowiem jeszcze niżej :). Drugą sprawą związana z fizjologią jest to, jak taką słodycz odbierają nasze dzieci. Dając dziecku zdrowe ciasteczko, mamy poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Ale czy nie przeceniamy czasami inteligencji naszych dzieci (ja wiem, że dla mamy każde dziecko jest najmądrzejsze :D)? Dla Twojego dziecka nie ma kompletnie żadnej różnicy, czy zjada zdrowe ciasto marchewkowe słodzone ksylitolem, czy zwykłe ciasto z białym cukrem. Ono widzi, że je ciasto. Ono czuje słodki smak. Intensywnie słodki smak (pamiętasz, jak słodkie są daktylowe batoniki?). Ono uczy się jeść słodycze. I jeśli takie zdrowe ciasto pojawia się po prostu raz na jakiś czas, to super. Nic w tym złego. Ale jeśli spróbujesz zastąpić zwykłe słodycze, tymi „zdrowymi” i nawet zwiększysz ich ilość, bo przecież są wartościowe… to niestety wpychasz swoje dziecko do tej uroczej chatki pięknej Baby Jagi z początku tego wpisu. Mam ochotę na… czyli nasze potrzeby psychiczne Tu warto zadać sobie pytanie, dlaczego w ogóle jesz słodycze? „Byłam głodna i miałam ogromną ochotę na kilka ciasteczek czekoladowych, które kupiłam swoim dzieciom. Próbuję schudnąć, więc zamiast tego zjadłam kilka wafli ryżowych. Na początku było mi z tym dobrze, choć nie czułam się usatysfakcjonowana. Zjadłam więc jeszcze jogurt i kilka mini marchewek, a potem jeszcze trochę sera. Zjadłam też kilka łyżek lodów, a potem jeszcze kilka – i ciągle miałam poczucie, że jeszcze czegoś mi trzeba. W końcu poddałam się i zjadłam te ciasteczka. Czułam się tak winna, że opróżniłam prawie pół paczki, zanim dzieci wróciły do domu. Później zrobiło mi się niedobrze. Lepiej było od razu zjeść kilka ciasteczek i mieć z nich prawdziwą przyjemność.” (Michelle May, Jedz to, co kochasz, kochaj to, co jesz) Byłaś kiedyś w takiej sytuacji? Dlaczego tak się dzieje? Głównie dlatego, że słodycze nie dostarczają nam tylko kalorii. Nie jemy ich dlatego, by się najeść (no czasem dlatego :D). Niezwykle często sięgamy po słodycze, bo czujemy taką potrzebę psychiczną. Mamy poczucie, że one nas ukoją, dodadzą siły, zmniejszą napięcie, poprawią nastrój. Często nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy! Myślimy, że jesteśmy uzależnieni od cukru. A cukier to tylko narzędzie do łatania jakieś dziury i dopóki nie dowiesz się, jaka to dziura, to żadne ekologiczne, bezcukrowe i daktylowe batony tu nie pomogą. Ba! Czasem lepiej zjeść normalny kawałek czekoladowego tortu i czuć, że zjadłam coś smacznego, dobrego, wyjątkowego. Cieszyć się jego smakiem, zamiast próbować zagłuszyć to pragnienie toną wafli ryżowych. Ale ważne jest, by zwiększyć swoją ŚWIADOMOŚĆ W JEDZENIU. Świadomość w wyborze jedzenia, a przede wszystkim świadomość w czasie jedzenia. Jeżeli ten temat Cię interesuje, koniecznie wysłuchaj mojego spotkania z Anią Kuszewską-Sprawką, czyli Uważną Mamą, właśnie o tym, jak jeść bardziej uważnie. Niestety, zdrowe słodycze mogą znów zaburzyć naszą świadomość. Jemy ich często więcej, nie czujemy nasycenia, jemy jeszcze więcej i z łatwością przekraczamy poczucie głodu i sytości. A potem sięgamy i tak po „coś słodkiego” i zostajemy z przejedzeniem i ogromnym poczuciem winy… Nawyki! Pomyśl, czego uczysz swoje dziecko? Dlaczego w ogóle zajmujemy się cukrem w diecie naszych dzieci? Chcemy, by jadły zdrowo. By podejmowały dobre wybory żywieniowe. By nie dawały się zwieść producentom żywności. Krótko mówiąc, aby jadły lepiej niż my i nie popełniały tylu błędów żywieniowych. Oczywiście, mamy też w głowie to, że cukier szkodzi (to prawda! Ale tylko, gdy jemy go za dużo). Mam poczucie, że większość naszych problemów ze słodyczami w diecie dzieci bierze się z naszego lęku, że tych słodyczy, cukru jest tak dużo, że nasze dzieci sobie z nim nie poradzą, uzależnią się i będą go jeść, i jeść, i jeść… Czy wiesz, że ok. 90% naszych działań to nawyki? Czynności wykonywane nieświadomie? Podobnie jest z żywieniem – idealnie byłoby, gdybyśmy wybory żywieniowe podejmowali świadomie, jednak w większości robimy to z automatu. Pamiętaj, że najważniejsze i najtrwalsze nawyki żywieniowe kształtują się w dzieciństwie. I teraz zastanów się, jaki nawyk żywieniowy kształtujesz u dziecka dając mu na II śniadanie kawałek zdrowego ciasta? Nie raz czy dwa, ale często, kilka razy w tygodniu? A jaki, gdy mówisz: „te lody są zdrowe, możemy ich zjeść tyle, ile tylko chcemy”? W odniesieniu do słodyczy wartościowymi nawykami byłyby: jedzenie słodyczy w zgodzie z sygnałami głodu i sytości umiejętność jedzenia słodyczy z umiarem (np. rezygnacji, gdy już nie jesteśmy głodni) świadomość, że słodkich rzeczy jemy mniej niż innych (bo przecież są też inne smaki!) niełączenie jedzenia słodyczy z emocjami umiejętność pieczenia ciast i samodzielnego przygotowania deserów Mając te nawyki, nasze dzieci będą bezpieczne, bo będą wiedziały, jak radzić sobie ze słodyczami przez całe życie, również wtedy, gdy nie będzie nas obok, by powiedzieć „możesz jeszcze tylko jedno ciasteczko”. W kontekście nawyków nie ma kompletnie żadnego znaczenia, czy do brzucha Twojego dziecka trafia domowe ciasto z ksylitolem, czy perfidna babeczka z kremem z pobliskiej cukierni. To i to uczy jeść intensywnie słodkie rzeczy. Żelki z soku owocowego uczą jeść żelki, lizak z ksylitolem uczy jeść lizaki itd. Najłatwiej zatem wrzucić wszystkie słodycze do jednego wora i uczyć dziecko jeść je z umiarem :). Pisałam o tym niedawno na IG, przy okazji naszego czekoladowego budyniu jaglanego :). „Relacje ze słodyczami to złożona sprawa. Ale dla nas! Rodziców. Dzieci jeszcze nie wiedzą, że to może być skomplikowane. Więc może zamiast tworzyć reguły, zasady, skomplikowane algorytmy – uprościmy sprawę? :)” Zatem, czy lepiej odpuścić walkę o „zdrowe słodycze”? Czy to naprawdę nie ma znaczenia czy moje dziecko je żelki, czy domowe ciastko z orzechami? Oczywiście, że ma! I zgodnie z zasadą proporcji (tu poznasz najważniejsze zasady żywieniowe!) dobrze, by tych domowych i „zdrowych” słodyczy było więcej. Ale one nie rozwiązują problemu. Nie sprawiają, że nie musimy w ogóle martwić się o słodycze w diecie naszego dziecka. Zamieniliśmy brzydką czarownicę na piękną Babę Jagę, która daje nam iluzję bezpieczeństwa. Czynnikiem, który może wszystko zmienić jest ŚWIADOMOŚĆ, że zdrowe słodycze, to nadal słodycze. Pamiętajmy o tym, gdy ucieszymy się, że ktoś upiekł zdrowe ciasto i możemy zjeść trzeci kawałek, bo czy na pewno o tym marzymy dla naszych dzieci? Zdrowe słodycze mogą być wartościowym elementem naszej diety, ale musimy z nich mądrze korzystać :). Dlatego właśnie powstał kurs o zarządzaniu słodyczami w Twoim domu! W styczniu 2021 rusza V edycja kursu i nie mogę się doczekać, kiedy wspólnie rozpoczniemy pracę nad nawykami związanymi ze słodyczami :). To nic dziwnego, bo nie znam takich które tego nie uwielbiają. Bajki wciągają, sprawiają że dzieci siedzą jak zahipnotyzowane przez cały czas. Stworzyliśmy sobie taki rytuał wieczorny, nazwaliśmy go „wieczór filmowy”. Raz w tygodniu kupujemy popcorn, szykujemy inne przekąski i wspólnie wybieramy bajki pełnometrażowe. Bajki o jedzeniu – dla dzieci, które grymaszą przy stole Przejdź do bajek o jedzeniu Czy są smaczne? To zależy, co lubisz ty i twoje dziecko ;) Bajki o jedzeniu mogą pomóc w polubieniu tego, czego się nie lubi, a co jest zdrowe i pożywne. Niestety, często “siłowe” rozwiązania, obracają się przeciwko rodzicom i samemu dziecku. Zmuszane do jedzenia czegoś, co mu nie smakuje, powoduje niechęć do konkretnego dania, nieraz na całe życie. Wątróbka, czosnek i studzienina To trzy dania, których do dziś nie lubię. I o ile czosnek mógłbym jeszcze zjeść i jem, pod warunkiem, że jest niewyczuwalny w daniu, to wątróbki i studzieniny nie przełknę. Próbowałem kilka razy bez skutku. Doświadczenie z dzieciństwa, tak mocno wyryło się w mojej podświadomości, że dziś mój organizm odrzuca te dwa dania. A wszystko przez to, że w domu, dość często gościły na stole. Same w sobie bardzo dobre, dla mnie już sam zapach wątróbki, działa odstraszająco. Czosnek jadłem na zdrowie. Jadłem na chlebie z masłem, popijałem szybko herbatą i ze łzami w oczach przełykałem. Podobnie było z wątróbką i studzieniną (zwaną w domu galaretą). Inni się zachwycali smakiem, a ja unikałem ich jak ognia. Dlatego jestem przekonany, wręcz pewien, że wmuszanie w dziecko jedzenia, które mu nie smakuje, nie przynosi nikomu nic dobrego. I to na długie lata, a nieraz i na całe życie. Bajki o jedzeniu to sposób na poznanie nowych smaków Nie zawsze wystarczy wygląd, albo zapewnienie mamy, że zupa jest dobra, a zapiekanka pyszna. To nic, że pozostali członkowie rodziny rozpływają się w zachwycie. Jeśli maluchowi nie smakuje, to nie smakuje i kropka. Co więc zrobić, by zaczęło? Jak przekonać go, by choć skosztował? Rozłóż danie na czynniki pierwsze To jeden ze sposobów. Mam takie powiedzenie, że jeśli lubię wszystkie składniki dania, to i danie będzie mi smakować. Nie wiem, czy zawsze się to sprawdza, bo nie myślę o tym za każdym razem, ale w przypadku studzieniny sprawdza się doskonale. Smakuje mi mięso, które jest w środku, ale sama studzienina już nie, więc i danie trafia do grupy nielubianych. Jeśli chcesz sprawdzić, czy twoje dziecko naprawdę nie zje tego konkretnego dania, przygotuj osobno wszystko jego składniki tak by były w wersji jadalnej i urządź Bazarek smaków. Tak, jak to zrobiła pani Pogodna, gdy dzieciom nie smakowała zapiekanka z tuńczyka. O tym jest jednak z bajek o jedzeniu. Urządź konkurs zgadywania smaków Dobrze sprawdza się szczególnie w przypadku soków owocowych i warzywnych. O ile jeszcze do tych z owoców, jakoś daje się przekonać małego niejadka, to już z warzywnymi może być spory problem. I tu również z pomocą przychodzą bajki o jedzeniu. Może się okazać, że ulubiony napój twojego dziecka to ten, którego jeszcze nie zna, bo oto podczas Owocowo-warzywnej zgaduj zgaduli, pozna taki smak, który od razu przypadnie mu do gustu i na długo zagości na pierwszym miejscu w rankingu napojów. Smak jest kwestią gustu A z gustami się nie dyskutuje. Jeśli twierdzisz, że zupa jest przepyszna, a twoje dziecko twierdzi, że jest obrzydliwa, przeczytajcie bajkę “To jest niedobre”. Czasem wystarczy zmienić słowa, których się używa, by przestać się kłócić o rację, a zamiast tego, miło spędzić czas na rozmowie o smakach i kulinarnych gustach. Może przy okazji dowiesz się, która zupa naprawdę smakuje najmłodszemu domownikowi. Czasem tak bardzo, że mógłby ją jeść trzy razy dziennie. Uwierz mi, w końcu mu się znudzi, ale gdy tylko minie trochę czasu, wróci do niej, a ty z radością gotować ją będziesz na kilka dni. Oto Bajki o jedzeniu
Śpiew, muzyka,tekst: Magdalena PrzychodzkaIlustracja: Magda Przychodzkahttps://www.youtube.com/channel/UClKIq6GdJ5Q_34t1RQdcUXg(kanał YT Magdy)https://www.fa
To jest bajka terapeutyczna napisana by pomóc dziecku, które boi się ciemności. Jest napisana pod kątem dziewczynki w wieku przedszkolnym. Zachęcam Cie jednak by dostosować ją do płci, wieku i zainteresowań dziecka. Możesz te rzeczy zmieniać czytając bajkę, tak aby Twoje dziecko lepiej identyfikowało się z bohaterem. Napisałem już sporo o bajkach terapeutycznych. Zapraszam Cię do przeczytania czym są bajki, które leczą i o tym jak tworzyć bajki terapeutyczne. A teraz już zapraszam do czytania! Miś Małgorzatki W pewnym miasteczku mieszkała sobie dziewczynka imieniem Małgorzatka. Chodziła do przedszkola i miała kochających rodziców. Była wesolutka, szczęśliwa i tylko jedno ją zawsze martwiło i jej dokuczało. Bardzo nie lubiła i bała się ciemności. Wieczorem leżąc w łóżeczku wyobrażała sobie zawsze jakie to dziwne i straszne stworzenia czaić się mogą w mroku. Czasami zdawało się jej, że słyszy jakieś szumy lub stuki i wtedy nawet na wszelki wypadek przykrywała się cała kołderką. Doszło do tego, że nawet gdy w ciągu dnia przechodziła przy jakimś zakamarku, w którym panował głęboki cień odwracała się lub zamykała oczy. Tata Małgorzatki wpadł na pomysł jak jej pomóc. Kupił latarkę, którą dziewczynka trzymała pod poduszką. Dzięki temu za każdym razem, gdy leżała w łóżeczku w nocy i się czegoś wystraszyła mogła ją włączyć i poświecić. A ciemność ma to do siebie, że jak się ją oświetli – to znika. To był bardzo dobry pomysł, ale nie oznaczał, że Małgorzatka przestała się bać ciemności. Po prostu mogła ją odgonić z pomocą latarki. Zdarzyło się jednak coś co odmieniło to zupełnie. Posłuchaj jak to się stało… Pewnego wieczora gdy dziewczynka leżała w łóżeczku i już prawie zasypiała usłyszała szelest dochodzący z drugiego końcu pokoju. Wyjęła latarkę spod poduszki i w to miejsce poświeciła. Zwykle okazywało się, że nic tam nie ma, ale tym razem było zupełnie inaczej. Zobaczyła pluszowe coś, co przypominało jej misia przytulankę. Przykrywało łapkami oczy i trzęsło się pod wpływem jasnego światła. W pierwszej chwili Małgorzatka aż krzyknęła ze strachu. Na pewno nie spodziewała się zobaczyć tego w swoim pokoju. Tamto stworzonko słysząc okrzyk skuliło się jeszcze bardziej i zaczęło popiskiwać. Z całej siły przysłaniało oczka i wyglądało jakby chciało zapaść się pod ziemię. Dziewczynka widząc to zamilkła. Najwyraźniej to coś dużo bardziej przeraziło się od niej. Nie chcąc dalej go straszyć spytała: – Uspokój się proszę. Czy to światło Ci tak bardzo przeszkadza? Potwierdzeniem było kiwanie główki. – Dobrze, dobrze… Już to wyłączam. – powiedziała bo zrobiło jej się szkoda biednego stworzonka bojącego się światła. Gdy było już ciemno usłyszała cichutkie: – Dziękuję. – Ja jestem Małgorzatka, a Ty jak masz na imię? – spytała – Ja jestem Leopold, miś z bajkowej krainy. Przez dłuższą chwilkę było całkiem cicho. Już zaczęła myśleć, że może jej się to wszystko tylko wydawało gdy usłyszała znowu: – Czy Ty nie zrobisz mi krzywdy? Bardzo Cię proszę, żebyś na mnie więcej nie świeciła… – Ale dlaczego? Bez tego ja z kolei nic nie widzę… – odpowiedziała – U nas w magicznej krainie jest półmrok i najmądrzejszy z misiów przed światłem przestrzegał. Mówił, że od niego mogą boleć, a nawet rozchorować się oczy. Ale to jeszcze nic. Ostrzegał też, że wszędzie gdzie jest tak jasno czają się groźne stwory. Nawet jeżeli ich nie widzimy mogą nam zabrać całą naszą magię i uwięzić. Małgorzatka była tym tłumaczeniem bardzo zdziwiona. To przecież właśnie w ciemnościach niewiele widać… Przypomniała sobie zaraz jednak jak to jest gdy wyjdzie się z ciemnego pokoju do bardzo jasnego… albo zapali się nagle światło… lub gdy próbuje patrzeć na słońce. Oczy tego bardzo nie lubią i trzeba je w pierwszej chwili bardzo przymknąć. Wtedy rzeczywiście niewiele można zobaczyć. Po chwili dziewczynka poczuła, że jej oczy zaczęły się stopniowo przyzwyczajać do mroku i już coraz wyraźniej widziała kształty w pokoju. Zobaczyła zarys misia w tym samym miejscu przy ścianie gdzie wcześniej. Jeszcze do końca się chyba nie uspokoił, więc powiedziała: – To nie prawda, że tam gdzie jasno są groźne stwory. Ja tu jestem i nie masz się czego bać. Jak chcesz możesz być moim przyjacielem. – dodała uśmiechając się. Leopold nie wyglądał na przekonanego do końca, ale wyraźnie był już spokojniejszy. Podszedł do niej powoli i przyglądał się uważnie. – Rzeczywiście nie wyglądasz na stwora, którego trzeba się bać. – powiedział – I z chęcią zostanę Twoim przyjacielem! Małgorzatka zachichotała gdy pomyślała, że ktoś mógłby się jej bać jako groźnego potwora. Przypomniała sobie zaraz coś i dodała: – Tata mówił, że jak czegoś nie znamy to często się tego boimy. A jak już to poznamy to zwykle się z naszego strachu później śmiejemy. Zrobiło im się całkiem wesoło. Miło jest tak wspólnie się pośmiać. Zarówno Małgorzatka jak i Leopold poczuli, że warto było przemóc strach by poznać się nawzajem. Nawet jeżeli byli różni i jedno wolało światło, a drugie mrok, byli przecież teraz przyjaciółmi. – Tylko, że ja cały czas słabo widzę – powiedziała dziewczynka – Czy możemy chociaż na trochę zapalić światło żebym mogła Cię lepiej zobaczyć? Nie chce Cie oślepić, ale teraz już chyba wiesz, że w świetle nie ma żadnych stworów. Oczy Ci się pewnie szybko przyzwyczają do blasku, tak jak moje do mroku – dodała Leopold pokiwał ostrożnie głową. Pstryknęła włącznikiem lampki nocnej. Przez chwilę ona sama niewiele widziała bo oczy już przywykły do ciemności. Jednak już niedługo i Małgorzatka i miś przestali przesłaniać oczy. Miś był brązowy, pluszowy i miał czarne oczka i nosek. Poduszki na łapkach były różowe. Wyglądał pogodnie i wesoło chociaż wciąż jeszcze mrużył oczka. To niesamowite. Okazało się, że tak jak Małgorzatka mogła sporo zobaczyć po ciemku, tak Leopold nie bał się już światła. I do tego byli teraz przyjaciółmi. Jeszcze tego wieczora obiecali sobie, że będą razem bawić się w odkrywców – zarówno w mroku jak i w blasku dnia. Rodzice nawet się bardzo nie zdziwili gdy zobaczyli nowego ulubionego misia u Małgorzatki. Miała już ich kilka i nawet nie byli pewni, czy to nie jest któryś z nich. Czasami tylko widzieli, że wychodząc na podwórko dziewczynka przysłania oczka misiowi na chwilę, ale nawet nie pytali o to dlaczego. To na pewno taka jej zabawa… A latarkę oddała Tacie. Czasami jak w nocy nie ma światła w całym domu to warto mieć coś czym można poświecić. Nawet Tacie się to przyda. Dzięki temu chodząc po domu nie wywrócimy się o coś co leży na podłodze. A Małgorzatka miała przecież coś lepszego… Mogła w takich chwilach wziąć Leopolda na ręce i nieść ze sobą. A on przecież świetnie widział w ciemnościach i zawsze ostrzegał ją jak coś stało na drodze. O ilustratorce Ola Radecka jest mamą trójki młodych niepokornych. W chwilach wolnych od walk międzypokoleniowych stara się rozwijać swoje pasje oraz spełniać marzenia. Tworzenie ilustracji oprócz niebywałej frajdy daje jej przysłowiowego kopa i nie pozwala doszczętnie zwariować. Zasypiankowa książka – Jeżyk Cyprian i przyjaciele brak zainteresowania jedzeniem, tendencje do wypluwania, rozlewania jedzenia z talerza. wymiotowanie zjedzonym pokarmem. W przypadku nastolatków objawy zaburzeń odżywiania obejmują najczęściej: nadmierne zainteresowanie własną wagą i sprawnością fizyczną, zła dieta, uboga w składniki odżywcze, Czyli Bajki dla dzieci, które nie wiedzą jeszcze, co jak smakuje Nie wiem, czy wiesz, ale to właśnie niewiedza często sprawia, że dzieci zmieniają się w niejadki. I dlatego właśnie powstały bajki dla niejadków – tych dużych i tych małych. Nikt przecież nie powiedział, że pomysłów, które znajdziesz w bajkowych opowieściach, nie możesz jako rodzic, wykorzystać w przypadku starszych dzieci. One też grymaszą, nie chcą jeść tego, czy tamtego dania, które samo w sobie jest smaczne, ale… . No właśnie. Czemu pojawia się owo “ale”? Dziecko boi się, że to jest niedobre Nie chce ryzykować wzięcia do ust czegoś, co może okazać się niedobre Być może już nieraz się tak stało i w pamięci do dziś pozostało tamto zdarzenie. Takie, że z pewnością, nie chce przeżywać tego po raz drugi. A może się tak stać, gdy na stole, pojawia się nowe danie. W pierwszej chwili decyzję podejmuje się wzrokiem, potem nosem, a dopiero na samym końcu sprawdzany jest smak dania. Tylko jak się przekonać że nie jest niedobre, jeśli się nawet go nie skosztuje? To nic, że w miarę dobrze pachnie. To nic że nieźle wygląda. Ale przecież nie znam smaku. A co, jeśli znów będzie niedobre, jak kiedyś? Bajki o jedzeniu – dobry sposób na niejadka Nie wszystko da się wytłumaczy i nie do wszystkiego przekonać. Można to jednak zrobić sposobem. Niejako obejść problem i ugryźć go od innej strony. Bajkowa historia, na chwilę odciągnie uwagę od tego, co jest na stole i pomoże złapać dystans. Jednak dziecko wciąż jest w temacie jedzenia i z pomocą pomysłu z bajki, jak ugryźć problem grymaszenia, bardzo możliwe, że szybciej znajdziesz sposób na swojego niejadka, niż ci się wydaje. Powodzenia 🙂 Zapraszam na Bajki dla niejadków Dziubek chce zaśpiewać swoją specjalną piosenkę, ale ogród jest zbyt głośny!Subskrybuj: https://www.youtube.com/channel/UCGDFMxF5WpIn2Bi19U1jrKw?sub_confirma BAJKI W NORWEGII Bajki w Norwegii dostępne są zarówno w telewizji tradycyjnej jak i internetowej. Programy dedykowane dzieciom oferują między innymi: Telewizja internetowa NRK Telewizja internetowa Boomerang Wiele bajek, zarówno norweskich, jak i tych tłumaczonych na język norweski, można znaleźć na stronie . Nadal modne pozostaje czytanie książek w wersji drukowanej. Norweskie księgarnie oferują wiele pozycji dla dzieci. Poniżej znajdują się linki do kilku księgarni internetowych, w których można kupić książki dla dzieci: BAJKI ZNANE W POLSCE W NORWESKIEJ WERSJI JĘZYKOWEJ ,, Muminki” ,,Mała Syrenka” ,,Hakuna Matata” ,, Król Lew” „ASKELADDEN” Seria opowieści o małym, dzielnym chłopcu, Espenie Askeladdenie. Pierwszą historyjkę napisano w 1843 roku, bajka była kilkukrotnie ekranizowana, autorem najpopularniejszej ekranizacji jest Ivo Caprinos. Głównym wątkiem opowiastek zwykle jest zdobycie ręki królewny i przejęcie połowy królestwa. Jedna z historyjek opowiada o dwóch braciach Perim i Pålu, którzy mieli udać się do lasu w celu rąbania drzewa. Szybko jednak wrócili, ponieważ przestraszyli się trolla. Wtedy młodszy od nich Espen, postanowił spróbować swoich sił. Poszedł do lasu, a gdy spotkał trolla, ścisnął w dłoni kawałek żółtego sera. Zapytał trolla, czy zna kogoś, kto potrafi wycisnąć wodę z takiego białego kamienia. Stwór był pełen uznania dla niepozornego chłopca, myślał, że ma do czynienia z kimś o nadprzyrodzonej mocy. Zaprosił Espena do swojego domu i poczęstował ryżem z mlekiem. Chłopiec odkładał część jedzenia do torby, a po skończonym posiłku, powiedział, że nie jest już głodny, ale rozetnie sobie brzuch by mieć miejsce na dodatkową porcje. Espen rozciął torbę i namówił trolla by również rozciął swój brzuch. Troll zgodził się i w rezultacie zmarł. Tak oto mały, odważny chłopiec pokonał potwora. Poniżej znajdują się linki do krótkich filmików o przygodach Askeladdena: „FOLK OG RØVERE I KARDEMOMME BY” Autorem bajki jest Thorbjørn Egner. Książeczka ukazała się w 1955 roku, a jej ekranizacja miała miejsce w 1988 roku. Jest to opowieść o ludziach mieszkających szczęśliwie w Kardamonowym Mieście. Jedynym problemem są trzej złodzieje mieszkający poza miastem. Każdej nocy nachodzą mieszkańców miasta i kradną. Jednak dosięga ich ręka sprawiedliwości i trafiają do więzienia. Los bywa jednak przewrotny, ponieważ rabusie zostają bohaterami po tym, jak gaszą pożar w miejskiej wieży. Poniżej znajduję się kilka linków do filmików o trzech rabusiach: „KAPTEIN SABELTANN” Bardzo popularna historia o piratach. Powstała w 1989 roku. Początkowo miała być jedynie sztuką teatralną, jednak doczekała się zarówno ekranizacji , jak i wersji pełnometrażowej. Najnowsza część przygód piratów ,,Kapitan Sabeltann i Skarb Lama Rama” była jednym z najlepiej sprzedających się seansów kinowych w Norwegii w 2014 roku. Poniżej znajduje się kilka linków: „KARIUS OG BAKTUS” Bajka została napisana w 1949 roku przez Thorbjørna Egnera. Jest to opowieść o dwóch trollach – Kariusie i Baktusie, którzy mieszkają w zepsutym zębie chłopca imieniem Jens. Malec nie lubi myć zębów i je dużo słodyczy. Takie zachowanie stwarza idealne warunki dla trolli, które świetnie się bawią. Sytuacja ulega zmianie, gdy Jens musi się udać na wizytę u dentysty. Trolle zostają wyplute, po czym trafiają do morza i czekają, aż jakieś pływające dziecko je połknie. Poniżej znajduje się kilka linków do filmików o przygodach małych trolli: BAJKI DLA DZIECI #bajki #bajkidladzieci #dladzieci 💙 bajki edukacyjne #bajkiedukacyjne #filmydladzieci 💛 zagadki dla dzieci #zagadkidladzieci #przedszkole 🧡 ciekawostki dla dzieci # Gdy dziecko grymasi przy jedzeniu Bajki w życiu dziecka Co zrobić, gdy dziecko grymasi przy jedzeniu? Możesz przeczytać mu bajki o jedzeniu. Znajdziesz w nich pomysły, jak sobie wtedy radzić. Więcej... Bajki o kotku, jego przyjaciołach i niezwykłych przygodach Bajki w życiu dziecka Czy jest dziecko, któremu nie podobają się bajki o kotku? Pewnie tak, ale na szczęście kot Afik ma wyjątkowych przyjaciół. Chcesz ich poznać? Więcej... Sposób na niejadka – bajki dla dzieci które nie wiedzą jak co smakuje Bajki w życiu dziecka Być może i w twojej rodzince są dzieci, które grymaszą. Bajki o jedzeniu, to dobry sposób na niejadka. Pobierz, przeczytaj i przekonaj się. Więcej... Bajki o optymizmie – nie tylko dla dzieci Bajki w życiu dziecka Optymista skupia się na tym, co dobre i umie cieszyć się z drobiazgów. Jeśli chcesz nauczyć tego swoje dziecko, bajki o optymizmie ci pomogą. Więcej... Bajki o rodzeństwie – dla dzieci, które je mają, albo będą je mieć Bajki w życiu dziecka Bajki o rodzeństwie pomagają załagodzić konflikty i znaleźć sposób na unikniecie ich następnym razem. Kilka możesz przeczytać już teraz. Więcej... Bajki terapeutyczne pomagają dziecku w przezwyciężaniu lęków oraz w radzeniu sobie w różnych sytuacjach. Wiele przeżyć, które dla maluchów są trudne, rodzicom mogą wydać się błahe. Bajki terapeutyczne przychodzą z pomocą również opiekunom, którzy chcieliby przepracować z dzieckiem określone tematy, a nie wiedzą, w jaki
To pierwsza z napisanych przeze mnie bajek. Jest to początek tematu zdrowe (a przede wszystkim nie nudne) żywienie dzieci. Dawno, dawno temu, daleko, daleko stąd żyli sobie król i królowa, którzy mądrze i sprawiedliwie rządzili swoim królestwem. Niestety wszyscy ich poddani, a także oni sami, z roku na rok byli coraz smutniejsi i mieli mało siły. Dorośli nie mieli siły do pracy, a dzieci nie miały ochoty na zabawę. Królestwo stawało się coraz bardziej szare i ponure. Król codziennie zastanawiał się, co może być przyczyną tego, że wszyscy są jacyś słabi i smutni. Zwoływał medyków i mędrców z całego królestwa, ale nawet oni nie mieli siły, żeby się zastanawiać nad przyczyną takiej sytuacji. Aż wreszcie mądry król wpadł na pomysł, że wyśle poza granice swego królestwa delegację, która poszuka lekarstwa na ich chorobę. Trudno było znaleźć ochotników na daleką wyprawę, ponieważ nikt nie miał siły ani ochoty na to, żeby wybierać się gdziekolwiek. Wreszcie zgłosił się pewien młodzieniec imieniem Kacper i oświadczył królowi, że chętnie wyruszy w poszukiwaniu leku na złe samopoczucie mieszkańców. Kacper otrzymał od króla wóz zaprzężony w parę koni oraz worek pieniędzy i czym prędzej wyruszył na wyprawę. Po 2 dniach wędrówki dotarł do sąsiedniego królestwa. Był bardzo zmęczony i głodny, więc zatrzymał się w pierwszej napotkanej karczmie. Kiedy podszedł do niego właściciel i zapytał o to, co życzy sobie do jedzenia, młodzieniec nie miał nawet siły aby zamówić potrawę. Więc karczmarz powiedział: - Wiem czego Ci potrzeba młodzieńcze na takie zmęczenie…. Po chwili przyszedł z wielkim talerzem warzyw i postawił go przed Kacprem. Do tego podał mu szklankę świeżego mleka. Kacper ze zdziwienia wytrzeszczył oczy. - A cóż to takiego mości Panie Karczmarzu? Jak żyję czegoś takiego nie widziałem. Jakie piękne i kolorowe, ale czy na pewno nadaje się do jedzenia? Teraz to Karczmarz bardzo się zdziwił i zapytał: - Czy naprawdę nigdy w życiu nie widziałeś warzyw? Kacper potwierdził. Faktycznie widział warzywa po raz pierwszy w życiu. Z wielkim przejęciem chwycił w dłonie dojrzałego pomidora i spytał: - A jak to się je? Karczmarz nie mógł się powstrzymać od śmiechu, ale odpowiedział: - Wystarczy ugryźć… Kacper zatopił zęby w soczystym pomidorze… po raz pierwszy w życiu jadł coś tak pysznego. Z wielką ciekawością kolejno próbował nieznanych smaków: ogórka, papryki, rzodkiewki a nawet cebuli. Karczmarz podziwiał wielki apetyt Kacpra, aż w końcu nie wytrzymał i zapytał: - Czym w takim razie żywicie się w twojej krainie skoro nigdy w życiu nie jadłeś warzyw? I wtedy Kacper opowiedział, że w krainie, z której pochodził ludzie żywią się wyłącznie mięsem, pieczywem i słodyczami i nie znają takich rzeczy jak warzywa. - To owoców też nie jecie? Zapytał zadziwiony karczmarz. - Nieeee, a co to takiego? - Chodź za mną chłopcze – powiedział karczmarz i zaprowadził Kacpra do małego sadu, znajdującego się za karczmą. Kacper kosztował kolejno soczystych jabłek, gruszek i winogron. Czuł jak wstępują w niego jakieś niesamowite siły, ale nie bardzo wiedział dlaczego. Po tym wszystkim opowiedział karczmarzowi o celu swojej podróży, czyli o zdobyciu lekarstwa dla mieszkańców królestwa. Karczmarz uśmiechnął się tylko i powiedział. - Myślę, że właśnie znalazłeś lekarstwo. Ludzie z twojego królestwa nie jadają warzyw i owoców, które zawierają mnóstwo cennych witamin i dlatego nie mają na nic siły. Zawiozę Cię jutro rano na targ, gdzie kupisz wszystkie te rzeczy, a także nasiona i sadzonki abyście mogli sami uprawiać warzywa i owoce. Zobaczysz, że wszyscy szybko powrócą do sił. I tak też zrobili. Skoro świt wsiedli do wozu i pojechali na targ, gdzie miły karczmarz pomógł Kacprowi wybrać najdorodniejsze okazy warzyw i owoców, a także zakupić nasiona i sadzonki. Wyładowanym po brzegi wozem Kacper ruszył w drogę do swojej ojczyzny. - I życzę wam dużo zdrowia! - krzyknął na pożegnanie karczmarz. Rzeczywiście ludzie z kraju Kacpra zaczęli jeść warzywa i owoce i bardzo szybko odzyskali siły oraz radość życia. Mądry król podzielił wśród poddanych nasiona i sadzonki a oni chętnie zajęli się hodowaniem warzyw i pielęgnowaniem drzew owocowych. Dzielnego Kacpra król pasował na rycerza herbu Witamina i odtąd wszyscy żyli zdrowo i szczęśliwie. Kilka wskazówek dla rodziców na temat żywienia: W zasadzie dzieci w wieku przedszkolnym powinny jeść takie same posiłki jak dorośli z wyłączeniem potraw ciężkostrawnych i nieodpowiednich dla dzieci (np. tłuste dania, mocna herbata, kawa, alkohol). Oczywiście dieta powinna zawierać odpowiednie ilości mleka, białego sera, chudego mięsa, ryb, warzyw i owoców (z uwzględnieniem alergii pokarmowych) W każdym posiłku powinien występować produkt białkowy (produkty białkowe pochodzenia zwierzęcego powinny być łączone z produktami zawierającymi białko roślinne). Dzieciom w wieku przedszkolnym należy podawać 5 posiłków dziennie. Między posiłkami należy zachować właściwe przerwy, tak aby organizm miał dostateczną ilość czasu na strawienie spożytych pokarmów. Nie podawać słodyczy oraz słodkich napojów pomiędzy posiłkami. Posiłki najlepiej podawać małymi porcjami, tak aby na talerzu nie pozostawały resztki. Jadłospis powinien być jak najbardziej urozmaicony, aby potrawy nie powtarzały się zbyt często. Należy dbać o estetyczne podawanie posiłków. Wspólne gotowanie i nakrywanie do stołu to prawdziwa zabawa dla kilkulatków. Informacje dla rodziców-przydatne w omawianiu tematu "zdrowe żywienie" i odpowiadaniu na pytania typu "co się dzieje z tym co zjem i dlaczego muszę się załatwiać":): to co zjemy lub wypijemy wędruje przełykiem do brzucha gdzie jest ugniatane na coś w rodzaju papki/zupy a następnie wędruje do długiej rury zwanej jelitem (jedzenie wędruje po organizmie dość długo, nawet do dwóch dni) jedzenie jest rozdrobnione na tak małe kawałki, że mogą się one przedostać do krwi a z nią do różnych części ciała i w ten sposób dostarczyć energii do życia i rośnięcia (szczególnie polecam serię "BYŁO SOBIE ŻYCIE" - w rewelacyjny sposób objaśnia wszystkie zagadnienia natury medycznej-pomysł na doskonały prezent dla "małego odkrywcy") te części jedzenia, które nie są organizmowi potrzebne są wypychane do końca jelita i wypychane na zewnątrz przez otwór w pupie zwany odbytem woda, której nie potrzebujemy to mocz i jest również wydalana, ale w inny sposób... tu temat chwilowo pozostawiam otwarty i obiecuję powrócić do niego w temacie "odkrywanie płci/nazewnictwo narządów płciowych". Na zdjęciu: To tylko tak ładnie wygląda. Olek z tego kosza zje jedynie szczypiorek, koperek, pomidora i ostatnio kalarepkę (w wersji w zupie) poza tym jabłko, surową marchewkę, truskawki (ale tylko posypane cukrem), nieliczne warzywa w zupie i .... to by było na tyle póki co:)

Rosie i Kicka opiekują się małym siostrzeńcem BrunoSubskrybuj: https://www.youtube.com/channel/UCGDFMxF5WpIn2Bi19U1jrKw?sub_confirmation=1Zobacz więcej tutaj

Nowoczesne bajki dla dzieci są tworzone przez wielupisarze Rosji, Ukrainy, Białorusi i pisarzy zagranicznych. Zawierają jasne nazwy, które przyciągają uwagę, a także interesującą i fascynującą współczesnych opowieściOto krótka lista autorów piszących współczesne bajki dla dzieci. Są to:Alex Ars z Sela LeramNowoczesne bajki dla dzieci Sel Leram są interesującei pouczające. Bardzo dynamiczna i ekscytująca historia zainteresuje każde dziecko. Nacisk kładzie się na ich jasne nazwami: „Red Crow”, „Opowieść o lojalności, albo Skąd syrena”, „Na białym jednorożcem”, „Prawdziwa przyjaźń”, „Księżniczka, pamięć i miłość”, „Na stracił magicznej różdżki ”.W sercu jej bajki "O miłości, skąd się wzięławróżki "to nieskomplikowany spisek: kiedyś dziewczyna o imieniu Wróżka wybrała się na spacer i poznała księcia o imieniu Wróżka, a jego ojciec, szlachetny król, zabronił mu poślubienia swojego wybrańca, ponieważ już dawno obrał sobie za żonę swoją pannę młodą Wróżka została umieszczona w wieży, ale książę zwolniony Kiedy król dowiedział się o tym, nakazał swoim poddanym natychmiast je znaleźć, po raz pierwszy udało im się uciec dzięki syrenom, myśląc, że nikt ich nie ściga, dotarli do krainy. nimfy ukryły je po raz drugi Po chwili, kochankowie ruszyli, ale znowu usłyszeli zbliżający się dudnienie kopyt, byli nad przepaścią na zboczu góry Wróżka modliła się do matki ziemi Głos nie mówił nic, aby się bać i zeskakiwać, oni to zrobili, lokaje, którzy ich wyprzedzili Byli martwi i wrócili do zamku, natychmiast dwa kwiaty wyrosły z ziemi, rozkwitły, a zmartwychwstałych kochanków wyleciały z nich i dopiero teraz stały się dość małe z przezroczystymi skrzydłami. Tak właśnie pojawiły się of Sipatkina YanaNowoczesne opowieści dla dzieci tego pisarzagodne uwagi. Autorka napisała takie historie: "Anioł i niebieski motyl", "Goblin z szafy", "Klaun Charlie", "Czarny kot", "Caterpillar, który chciał latać", "Dziewczyna z magicznym pudełkiem", "Piotr i rumianek", " Opowieść o Smart Lamb "i innych. "List do dziadka mrozu" Yany Sipatkiny to noworoczna, nowoczesna bajka dla dzieci o cudach i spełnieniu cenionych życzeń. Głównym bohaterem tej bajki jest mała dziewczynka Katia, która naprawdę chciała dostać prawdziwego psa w prezencie od Świętego Mikołaja. Co roku wysyłała mu listy, ale z jakiegoś powodu otrzymała lalkę lub miękką zabawkę. Wątpiła w istnienie magii i napisała o tym w następnym liście do dziadka Frosta. Rodzice, którzy to czytają, postanowili nie zawieść córki i nie kupić szczeniaka. Przed świętami tato wyruszył w podróż służbową. W Sylwestra Katia zobaczyła piękny podarunek pod choinką. Rozpaczliwie rozpakowała go i zobaczyła psa machającego ogonem. - Mamo, mamo, Święty Mikołaj istnieje! - krzyczała radośnie dziewczyna. Mama uśmiechnęła się i poszła spotkać się z mężem. Ale była bardzo zaskoczona, gdy zdała sobie sprawę, że jeszcze nie wrócił. Nagle otworzyły się drzwi i ojciec Katyi wszedł z małym szczeniakiem w ramionach. Od tego czasu dwa psy osiedliły się w rodzinie od razu, dzięki czemu dziewczyna i jej rodzice uwierzyli w istnienie Świętego współczesne bajki pisarzy rosyjskich i zagranicznychTe opowieści są bardzo interesujące. Przeznaczone są dla dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym."Hercules 12 wielkich wyczynów: tak jak było w rzeczywistości, relacja naocznego świadka" (S. Sedov)."Gdzie jest moja siostra" ( słoń spadł z nieba" ( zabawek w zwykłym mieszkaniu" (E. Pasternak)."Prawdziwa historia Świętego Mikołaja" ( ( of Carlchen" (R. Burner)."Tosya-Bosya i Gnome Chistyulya" (L. Zhutate)."Ślimak i wieloryb" (D. Donaldson)."Cyrk w pudełku" (D. Sabitova).Słynne opowieści ludowe w nowoczesny sposóbWspółczesne opowieści ludowe w nowy sposób są bardzo zabawne, a nawet pouczające. Nie są one przeznaczone dla dzieci. Dorośli lub nastolatki zrozumieją swój bajka "O dzielnym dowcipie". Król-kapłan miał połowę królestwa, a pozostała połowa należała do synów. Kiedy je zebrał i powiedział: "Moi drodzy synowie, dobrze zrobili, daję wam to zadanie: kto łzy grubą wiązką papieru, dam im moje królestwo".Gdy tylko synowie spróbowali, nic nie mieliwyszedł. Wtedy król zbliżył się, rozwiązał paczkę i powiedział: "Nie rozpaczaj, bo nie okazało się, że od razu oderwałam paczkę, spróbuj na ulotce". Natychmiast synowie zabrali się do pracy i oderwał cały gruby papierowy zwitek."Pamiętaj, moja droga, trzy prawdy" - powiedział król. - Jeśli nie możesz zrobić czegoś od razu, na pewno wyjdzie, ale stopniowo. Jeśli nie możesz zrobić czegoś samemu, zrób to razem. Jeśli coś nie przyniesie siły, włącz sztuczkę i pomysłowość. Czy rozumiesz? ""Tak, zrobili," krzyczeli synowie."Nic nie zrozumiałeś" - roześmiał się król. "Właśnie złamałeś kontrolny kołek, a teraz twoja połowa królestwa stała się moja." Tu i koniec bajki, i synowie krótkie bajki dla dzieciPierwsza opowieść "O srebrnym kopycie". Żył i był dzieckiem, i miał niezwykłe kopyto - srebro. Gdziekolwiek uderzy, rubel pojawi się w drobiazgach. Jeśli kilka razy stempel - steward. A jeśli uderzysz trzy razy, tysiąc pojawi się w pakiecie bankowym. Pierestrojka przestraszyła dziecko i teraz biegnie po całym kraju. Każdy go łapie: policję, wojsko, KGB, FSB i inne służby. Ale nie mogą tego złapać. I nie chwytają z ciekawości i chciwości. Faktem jest, że każdy taki bieg to co najmniej piętnaście procent inflacji. Jeśli więc znajdziesz te pieniądze gdzieś, natychmiast uruchom je z bankiem centralnym. Jest to zbędne, zostaną tam zniszczone. Ale jeśli złapiecie tego kozła, nasz kraj natychmiast wyjdzie z kryzysu. Wszystko będzie równe rosyjskiej walucie, a dolar będzie równy jednemu rublowi. To będzie prawdziwa bajka dla opowieści ludowe mogą byćzupełnie nieoczekiwany finał. Jeden z nich - "O kurczaku Ryaba". Żyli byli dziadkiem i kobietą i mieli kurczaka Ryaba. Raz złożyła jajko, ale nie proste, ale złote. I zaczęli go bić. Długie uderzenie, ale w końcu oczywiście pękło. I oni mają smak. Zaczęli bić naczynia, szkło, łamać meble, drapać windę, śmieci na klatce schodowej. Taki wybuch wandalizmu może wystąpić u osób niekulturowych, które wpadają w ręce cennych współczesne bajki dla dzieci takich jakOkazało się dość trudne do wyboru. Wiele z nich jest prostych i banalnych do granic możliwości. Inni i bajeczki wcale nie lubią. Niektóre dzieci w ogóle nie powinny słuchać, ponieważ ich fabuła uderza w absurd. Może wszystko, co najlepsze, zostało już napisane od dawna? I nikt nie porównuje się do Hansa Christiana Andersena, Charlesa Perota, Aleksandra Siergiejewicza Puszkina, Korneya Chukowskiego i innych genialnych pisarzy? Być może, ale tylko czas będzie w stanie umieścić wszystko na swoim miejscu. Ale wciąż z istniejącej odmiany są dobre bajki dla dzieci współczesnych autorów. Mają jasne i zapadające w pamięć nazwy, fascynującą historię, charakteryzującą się nowością i oryginalnością. Wiele z nich to tylko interesujące historie, podczas gdy inne poszerzają horyzonty dzieci wokół otaczającego ich świata, a niektóre z nich są bardzo pouczające.
.